W poszukiwaniu dialogu rodziców z nauczycielami.

       Często się zdarza tak, że gdy rozmawiam z rodzicami o trudnych zachowaniach dzieci, to najczęściej mówimy wtedy o trudnych zachowaniach, które dzieją się na terenie szkoły. I gdyby nie szkoła, to rodzice mówią, że nie szukaliby pomocy, bo sami sobie radzą ze swoim dzieckiem, przede wszystkim akceptują go takim, jakim jest, a trudne zachowania nie są niebezpieczne, bywają drażniące i często są objawem neurorozwojowym. No cóż, rodzice mają swoje sposoby i sobie radzą. 


     Załóżmy, że jako rodzice często musicie załatwiać sprawy bez dzieci, coś na mieście lub wyjazd służbowy całodniowy jednego rodzica, a drugi ma w tym czasie jakiś kurs. No i trzeba zostawić dzieci z kimś, komu się ufa i kto wyraża zgodę na to by wam pomóc. I macie kilka takich miejsc, gdzie dzieci mogą zostać z innymi dorosłymi. Wśród tych osób dorosłych są tacy, którzy ciągle mówią wam o tym, że "źle wychowujecie dzieci", że "dziecko było niegrzeczne", itd., czyli sama krytyka. Próbujecie pomóc, rozmawiacie z dziećmi, rozmawiacie z dorosłymi i nic się nie zmienia, zostaje ta sama krytyka. Ogólnie, wasze dzieci tym dorosłym przeszkadzają, słyszycie, że jesteście kiepskimi rodzicami… To czy nadal będziecie zostawiać wasze dziecko z tymi dorosłymi?

 

    A gdy tak się dzieje w szkole. Gdy dziecko dostaje tylko uwagi za to, co źle zrobiło, że przeszkadza i (tu wrzućcie sobie to, co słyszycie), to ja mam wtedy taką ciekawość na to, jakie sposoby zostały zastosowane przez nauczyciela, który wstawia uwagi za zachowania. Mam ciekawość i nadzieję, że nauczyciel o tym trochę opowie rodzicom, co zrobił. Jakie miał pomysły wychowawcze na to zachowanie? Jak rozpoznał potrzeby tego dziecka? Czy nauczył deficytowych umiejętności radzenia sobie z trudnością w zachowaniu czy przeżywaniu emocji? Jak zauważa, że niektóre strategie nie działają i co wtedy robi?  Jak rozmawia o tym z klasą na lekcji wychowawczej? Czy wspólnie z klasą próbuje pomóc tym, których ta trudność dotyczy? Częściej słyszę, że tylko zwraca uwagę na trudne zachowania i wstawia uwagi, wzywa rodziców i się skarży. Jeszcze wtedy z nadzieją zachęcam rodziców do dialogu i wymiany doświadczeń. Dlatego, że pewne zachowania trudne mogą pojawiać się w różnych kontekstach, a sposoby radzenia też mogą być różne. Wymiana doświadczeń miedzy rodzicem i wychowawcą, wspólne opracowanie strategii, wzajemne wsparcie, czyż nie to mogło by być?  Oczywiście z taką świadomością, że strategia na trudne zachowanie nie zadziała w kluczu złotej rybki, i że zawsze będzie działać, że nie o nią chodzi, ale o spotkanie i dialog, o relację. Zdarza się, że nauczyciel i rodzice zaczynają dialog oparty na współpracy, wzajemnym wsparciu, wymianie doświadczeń, świadomości tego co jest możliwe,  w realizacji wspólnego celu, z uważnością na dziecko.

 

    Najczęściej jednak słyszę, że chodzi nie o relację, ale o to, kto ma rację, a kto nie. O tym, że dorosły nie ma czasu na spotkanie się i współpracę, "bo lekcję trzeba prowadzić i materiał gonić". Jako rozwiązanie trudności wychowawczych w szkole, nauczyciel nie mówi o tym, co zamierza jaki sobie radzi, tylko rodzice, których nie ma na lekcji, mają zadziałać tak, by nauczyciel miał "święty spokój na treści dydaktyczne"; otrzymują komunikat "najlepiej do psychiatry pani pójdzie", w domyśle, żeby ten zapisał tabletkę na "grzeczność". Co byście zrobili drodzy rodzice z taką opiekunką do dziecka? Co do kwestii szkolnych, czuje bezradność, bo trafiam na mur przekonań dorosłych - nauczycieli, których podczas spotkania z rodzicami w gabinecie przecież nie ma. I to, co możemy wspólnie z rodzicami zrobić, to zastanowić się jak pomóc dziecku. Robimy wszystko co możliwe, żeby dziecko tych rodziców nie trafiło do mnie do gabinetu. Chyba, że słyszę o czymś, co powoduje, że jest potrzebna specjalistyczna pomoc lub mam sygnały i potrzebuję sprawdzić czy należy jej udzielić i kto może to zrobić.
 

Dlaczego odwlekam spotkanie z dzieckiem lub do niego nie dochodzi? Dlatego, że jeśli słyszę w rozmowie z rodzicami, że w innych grupach, w innym środowisku, w relacjach z innymi dorosłymi, też prezentuje trudne zachowania, ale ma bazę: to dziecko czuje się akceptowane, ma wsparcie, stawi się jemu granice na trudne zachowania, uczy się przeżywać emocje, uczy się nowych umiejętności, jest bezpieczne, a tylko w szkole jest problem, to znaczy, że do gabinetu powinien trafić ten dorosły nauczyciel, lub inni uczniowie, którzy chcą pozbyć się dziecka ze szkoły. Jeśli powodem wysłania dziecka do specjalisty jest to, że jest "inne" i przeszkadza, to nie jest to dobry i wystarczający powód. Inne to nie znaczy gorsze, jak niektórzy uważają. Inne, to znaczy, że inaczej spostrzega siebie, ludzi i świat. Na przykład woli ciszę zamiast rozmów w hałasie, grę w tenisa stołowego zamiast piłki nożnej, słuchania muzyki zamiast plotek i obgadywania, czytanie książek fantastycznych zamiast strzelanki  w grach online, jednorożce zamiast Marvela, jego zdanie jest inne niż pozostałych, itp.

 

   Czasami trudne zachowanie dziecka zdeterminowane jest czynnikiem wewnętrznym, wynika z zaburzeń neurorozwojowych, które nie są zależne od dziecka czy rodziców. Bez względu na to, czym się dziecko wyróżnia, jak każde dziecko potrzebuje jedynie akceptacji, zwłaszcza emocji, która nie oznacza przyzwolenia na wszystko (emocje i uczucia to nie czynności). Nadal potrzebuje granic na zachowania, by wszyscy czuli się bezpiecznie, potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, które może mieć w grupie i wśród dorosłych, u których może znaleźć wsparcie i uczyć się tego jak być w relacjach z innymi. A może to zachowanie, które obserwujemy jest tylko inne lub jest tylko drażniące, ale jakkolwiek, przede wszystkim jest bezpieczne? Niektórych drażni to, że osoba na wózku inwalidzkim, wjeżdżając do sali wykładowej, potrzebuje miejsca. Żeby je dostać, inni muszą przenieść stoliki i krzesła w inne miejsce. A wykładowca irytuje się, bo ma myśl, nie mam czasu na spóźnienia i wyzywa, że "takie rzeczy trzeba wcześniej robić, a poza tym co pani tu robi na tym kierunku studiów, gdzie pani chce pracować?" Mając w klasie ucznia z zaburzeniem neurorozwojowym lub niepełnosprawnością, tym bardziej potrzebujemy dorosłego, który ma akceptację na takie sytuacje i najważniejsze jest to, że zauważy wrażliwość tych, którzy pomagają.

 

    Jeśli zostawiasz dziecko z dorosłym, który nie potrafi dać tej podstawy trio filarów zdrowej więzi: akceptacji emocji, bezpieczeństwa i stawiania granic, to narażasz je na przemoc lub wzmacniasz przemoc wobec dziecka. Wtedy słuchając krytycznego dorosłego, bez słuchania dziecka i siebie jako rodzica, możesz wzmocnić wiele złego. Możesz wtedy uwierzyć w nieprawdziwą informację o sobie: że jesteś złym rodzicem, że twoje dziecko jest złe, że to ty musisz coś zrobić, chociaż nie jesteś obecny fizycznie w szkole na lekcji. Jeśli tak się dzieje, staram się wtedy uwolnić rodziców z tej iluzji, w którą próbuje ich wcisnąć inny dorosły czy system, zrzucając odpowiedzialność i obwiniając za to, co dzieje się w kontekście, gdzie odpowiedzialność spoczywa na dorosłych i systemie w którym to się dzieje. Bo każdy dorosły, któremu powierza się dziecko, jest za nie odpowiedzialny w kontekście w którym z nim jest. A szkoła oprócz funkcji dydaktycznej ma również funkcję wychowawczą i opiekuńczą. Dzieci potrzebują dorosłych, naszego wsparcia, bycia z nimi w tej podróży do życia w dorosłości, która ich czeka. Dzieci nie tylko potrzebują wiedzy o świeci, ale też wsparcia w kształtowaniu kompetencji społecznych i emocjonalnych. Potrzebują dojrzałych emocjonalnie i kompetentnych dorosłych przewodników. A jak mają się nauczyć rozwiązywać konflikty w szkole, jeśli im się tego nie pokazuje, nie wspiera, tylko obwinia i karze?

 
   Mała dygresja… Jako pedagog i wychowawca mam zapytanie o jakość wychowania w szkole, o jakość i wartość lekcji wychowawczej w szkole w budowaniu zdrowych relacji, więzi, uczenia umiejętności społecznych. Mam pytanie o wartość relacji w kontekście szkolnym. Relacji na poziomie dorosły - dziecko, dorosły - dorosły oraz dziecko - dziecko. Bo gdy zapraszasz ucznia do tablicy, to może to być moment wezwania jak na skazanie, by udowodnić czego on nie umie, przyłapania go na błędzie. Ale może to być spotkanie zaczynające się od tego: "Bartek, chodź, zapraszam Ciebie do rozmowy. Usiądź, pogadamy. Wiesz, mam ogromną ciekawość tego, co myślisz o naszym ostatnim temacie lekcji. Powiedz, co myślisz?" Zamiast odpytywania dyskusja panelowa, pytania innych uczniów. Praca na projektach, no wiele możliwości. Inny przykład. Nauczyciel do uczniów: "Słuchajcie, słyszałem, że powstał spór. Słyszę, że w tym sporze padają słowa, które mogą ranić, słyszę o przekraczaniu granic. Chce wam pomóc. Dlatego dzisiaj zamiast dwóch klasycznych lekcji z j. polskiego zrobimy lekcję praktyczną z retoryki, perswazji i argumentacji. Mamy jeszcze do dyspozycji po tych lekcjach godzinę wychowawczą, więc mamy w sumie trzy godziny. Co o tym myślicie? Mi bardzo zależy na porozumieniu, chcę was usłyszeć i pomóc." Na poziomie dorosły - dorosły, spotkanie może być wezwaniem do odsłuchania aktu oskarżenia i zrzucenia odpowiedzialności. Może być też być spotkaniem w dialogu i współpracy dla dobra dziecka. Wiecie, to jest ważne, bo jeśli wtedy nie pomożemy dzieciom, nie spotkamy się jako dojrzali dorośli, ten konflikt, spór, nieporozumienie, będzie niczym wirus krążyć po klasie i eskalować, nawet poza mury szkoły. Jeśli jedynym pomysłem jest kara, uwaga do dziennika, to słabo. Przecież ona niczego nie uczy, na chwilę zatrzymuje, ale nie rozwiązuje problemu, często pogarsza sprawę. Zdaję sobie sprawę z mechanizmów, które prowadzą do takiego funkcjonowania szkoły. Wszyscy wiedzą, nikt nie krzyknie. Nauczyciele boją się dyrektora, dyrektor nauczycieli. Czego się boją, donosów jeden na drugiego, posady, krytyki. Dyrektor chce być dobry dla wszystkich, bo boi się o stołek, boi się telefonów z Wydziału Edukacji lub kuratorium "co tam u pana się wyprawia?". A gdyby powiedział, że "dużo się dzieje, panujemy nad sytuacją, uczymy dzieci i dorosłych rozwiązywać konflikty i potrwa to kilka lat. Damy radę". W sumie mógłby się spotkać z taką samą odpowiedzią jak rodzic: "nie mam czasu na słuchanie tego, co tam u was się dzieje. Proszę to załatwić, albo nie przedłużymy panu umowy. My tu nie mamy czasu na takie telefony." I można by tak iść i dojść do samej góry, z tym szaleństwem błędnego koła lęku i złości, bo "ryba psuje się od góry".
  

 Wracając do klasy szkolnej. Często zauważam niewłaściwie skierowaną uwagę na dzieci w konflikcie. Gdzie pomija się prawdziwych sprawców, u których należałoby sprawdzić kwestię niedostosowania społecznego. Mam wrażenie, że niedostosowanie społeczne przylgnęło niestety do dzieci z zaburzeniami neurorozwojowym. Czynniki neurorozwojowe nie determinują kwestii niedostosowania. Mogą, jeśli dziecko nie jest leczone, doprowadzić do sytuacji powikłań, które w obrazie klinicznym nazwiemy zaburzeniami zachowania. Jednakże nie jest to takie proste i zero jedynkowe, że zawsze mamy do czynienia z niedostosowaniem społecznym implikując je tylko i wyłącznie tej grupie dzieci.  Być może to sprawcy przemocy szkolnej, którzy nie tolerują innych uczniów wokół siebie, powinni trafić do specjalisty albo zmienić szkołę, zamiast dziecka, które próbuje się przed nimi samo bronić, bo nie ma wsparcia dorosłych, bo im przeszkadza mówiąc tylko o tym, że ma problem i potrzebuje pomocy. Przez to, że zgłasza problem dorosłemu, samo staje się problemem, bo "zawraca głowę nauczycielowi", po prostu przeszkadza prosząc o pomoc. To samo dzieje się czasami w domach, kiedy dzieci się pokłócą i "przeszkadzają rodzicom". Gdy rodzic kłoci się z nauczycielem i zgłasza to do kuratorium. Tak, nie jest to łatwe, ale oprócz walki może to być za każdym razem przestrzeń do spotkania i znalezienia porozumienia bez przemocy. Rodzicom pokazuję jak pomagać dzieciom w domu rozwiązywać konflikty, jak budować zdrową więź opartą na dialogu. Jak myśleć o konsekwencjach, kiedy trzeba, ale w poczuciu bezpieczeństwa, a nie o karach opartych na prawie odwetu. Kiedy zaś chodzi o szkołę, to zachęcam do dialogu i współpracy, dając też świadomość, że rodzic może zapytać o to, jak nauczyciel sobie radzi, zamiast tylko słyszeć jak sobie nie radzi i że rodzic ma coś z tym zrobić. Że można z nauczycielem rozmawiać o tym co dobre, a co do trudnych zachowań stosować strategie i konsekwencje w danym kontekście, ale skupiać się i rozmawiać o tym, co dobre. Tak jak w sporcie. Możemy cieszyć się z udanych akcji, ciekawych podań, bo kto by chciał gadać o piłkach wybitych na aut, faulach. Gdy to się dzieje, to wiemy co robić i kropka, wracamy do gry i oby grać do jednej bramki, a bramki są dwie. Czy nasi mają piłkę? "W stosunkach międzyludzkich to, jak konflikty są rozwiązywane, jest ważniejsze niż to, jak często występują." (Thomas Gordon, 1999)


  Na szczęście są takie zespoły, fundacje, wspólnoty, szkoły, gdzie najważniejsza jest relacja i dialog, współpraca. Te przestrzenie tworzą ludzie, uważni właśnie na to, by rozmawiać, być w relacji. Gdzie jest miejsce na przeżywanie wszystkich emocji i uczuć, w bezpieczny sposób. Tam można oddychać, jest się wolnym. Jest to kierunek, jest to wartość, by takim człowiekiem być. Kierunek oznacza, że moje oczy są tam zwrócone. A kiedy pojawia się coś, co nie jest w zgodzie z tym kierunkiem, wtedy można się zatrzymać, spojrzeć gdzie jestem i dokąd idę. Jest to chwila, by spojrzeć we właściwym kierunku i wrócić na drogę, z której się zeszło. To wszystko we wsparciu ludzi, którzy są wokół.

Znam i słyszę o nauczycielach z pasją, którym nie jest łatwo w chorym systemie. Są dobrymi Aniołami, pracują z pasją i wiedzą jak być z dziećmi i dla nich. Są otwarci na współpracę, poszukują, słuchają. Maja czas na relację i ciekawe pomysły na podstawę programową. Wiedzą, co jest ważne. Życzę Wam uważności na źródło Waszej mocy, które napędza Was do robienia niesamowitych dobrych rzeczy.

  Na koniec cytat, który ostatnio przeczytałem na FB "Niczego nie zmienisz walcząc z otaczającą cię rzeczywistością. By ją zmienić, zbuduj nowy model, który sprawi, że obecny stanie się przestarzały." R. Buckminster Fuller.

 

Bibliografia:

Thomas Gordon, "Pacjent jako partner", Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa, 1999, str.180